Recenzja filmu

Dmuchana lala (2009)
Hirokazu Koreeda
Doona Bae
Arata Iura

Puści ludzie

Seans "Dmuchanej lali" przypłacić można pękniętym sercem. Hirokazu Koreeda stworzył bowiem przejmująco smutną opowieść o samotności i ludzkiej alienacji.
Seans "Dmuchanej lali" przypłacić można pękniętym sercem. Hirokazu Koreeda stworzył bowiem przejmująco smutną opowieść o samotności i ludzkiej alienacji. Jest w tym piękno, zdarzają się chwile radości, lecz zachwyt zawsze miesza się ze łzami, a uśmiech łatwo znika z twarzy.

Świat "Dmuchanej lali" to współczesność wielkich metropolii. Zamieszkują go setki tysięcy samotnych ludzi, przepełnionych bólem i tęsknotą. Łatwiej jest im nawiązać relację z przedmiotem niż z człowiekiem z krwi i kości. Pewnie dlatego żywa, dmuchana lalka nie jest tu niczym niezwykłym. Przeciwnie, nie mogłaby się bardziej wtapiać w tłum - tłum, który rzadko kiedy zwraca uwagę na drugiego człowieka. W tej przerażająco pustej egzystencji każdy stara się przetrwać, jak tylko może. Jedni kupują sobie substytuty prawdziwego człowieka, z którym układają sobie życie, inni zbierają wiadomości i wplatają siebie w cudze tragedie, jeszcze inni oddają się rodzinie, swoim dzieciom, w nich szukając ukojenia własnej samotności.

"Dmuchana lala" powstała na bazie japońskiej mangi. Nie jest jednak typową adaptacją. Koreeda sięgnął po nią, by poruszyć uniwersalne problemy współczesnego człowieka: wszechobecny smutek, tęsknotę za drugim człowiekiem połączoną z brakiem umiejętności nawiązania satysfakcjonującej relacji. I taki też jest sam film: przesycony nostalgią, prostymi radościami, które stają się pięknymi klejnotami na tym padole łez. Reżyser nie spieszy się, stopniowo odkrywa przed widzami całą złożoność ludzkiego żywota. Tytułowa dmuchana lalka jest nie tylko bohaterką filmu, ale też naszą przewodniczką. Dzięki niej poznajemy innych bohaterów i ich małe światy. I choć jest to ze wszech miar ponury i bolesny film, Koreeda rozsiał w nim ziarenka optymizmu. Dzięki temu film robi jeszcze większe wrażenie.

Obraz Japończyka to jedno z większych zaskoczeń festiwalu warszawskiego. Opis sugerował film utrzymany w zupełnie innym tonie. Może właśnie dlatego tak bardzo mnie oczarował. Reżyser snuje magiczną nić swojej historii i zupełnie niezauważalnie oplata nią widzów. Zaczyna niewinnie, od narodzin i pierwszego zachwytu światem. Dopiero potem odsłania przed nami przerażające piękno naszego życia, by na koniec nadać całości sens. Ból i piękno splatają się niczym kochankowie, tworząc symetryczną doskonałość, w której możemy uczestniczyć, z której możemy czerpać otuchę.

Brawo. To rzadkość oglądać w kinie takie opowieści.
1 10
Moja ocena:
8
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones